# OKRUCHY

Odkąd pamiętam miałam zaniżone poczucie własnej wartości. Nie trudno o to, gdy we w dzieciństwie słyszysz, że "Ania to umie obiad gotować", "Kasia z Michałem sami sobie kanapki robią, ciotka nie musi wstawać, żeby ich wyprawiać do szkoły", "Błażej to okna myje"... (rada dla rodziców - nie róbcie tego swoim dzieciom). Nic więc dziwnego, że w czasie dorastania i w dorosłym życiu zaczęłam się zadawalać - brzydko mówiąc - ochłapami.

Moje relacje (nie tylko z facetami) w większości wyglądały w ten sposób, że dawałam siebie i całą swoją energię w 100%, podczas gdy druga strona.. niekoniecznie.

To ja musiałam dostosowywać swoje plany do planów koleżanek (najczęściej mogły się spotkać ze mną wtedy, gdy ich chłopak był nieobecny). 

Przyzwyczaiłam się też do tego, że dostaję ochłapy czasu, uwagi, czułości od swoich byłych facetów.

Zaczęłam marzyć o kimś, dla kogo będę pierwszym wyborem. Nie praca, nie rodzina, koledzy, czy... inna, ale ja!

To ja chciałam być pierwszym wyborem.

Proszę, nie zrozum mnie źle - wiem i rozumiem, że rodzina, praca, itd. są ważne. Ale przestałam godzić się z tym, że w czyichś priorytetach notorycznie przegrywam.

I wtedy zaczęłam rozumieć, że muszę stać się pierwszym wyborem dla samej siebie i wcale nie muszę czuć się źle, gdy odmawiam komuś czegoś.

Uczę się stawiać samą siebie wyżej niż robiłam to do tej pory. To proces, niełatwy zresztą.

Oczywiście, że mam chwilę słabości, gdy rzuciłabym swoje postanowienia w diabły, żeby tylko przez chwilę spędzić z nim miło czas i przez ten wieczór czuć się ważną, pożądaną, otoczoną troską i czułością.

Ale wtedy pojawia się czerwone światło STOP i pytanie, czy koszty, które poniosę rzeczywiście są tego warte?

I po raz kolejny powtarzam sobie w duchu jak mantrę.

"Jestem ważna. Jestem wartościowa. Nie muszę zbierać okruchów, które mi rzucasz".

Praktyka czyni mistrza i wierzę, że w momencie, gdy stanę się pierwszym wyborem dla samej siebie,  wszechświat zacznie mi sprzyjać.

Trzymajcie kciuki! :)

Komentarze